Ostatni raz martwy koń rozpalił wyobraźnię zachodnich mediów po tym, jak
prezydent Turkmenistanu Gurbanguly Berdimuhamedow zarządził państwowe
uroczystości pogrzebowe swojej ukochanej klaczy. Z pełnymi honorami,
szpalerem i armatami, które notabene omal nie przyprawiły o zawał serca
pozostałych dostojnych koni uczestniczących w uroczystości.
Niezależnie od różnych okoliczności zdarzenia, to Polska niespodziewanie trafiła do jednej grupy tematycznej z Turkmenistanem – historie egzotyczne. Dzikie nieprzewidywalne stepy i końskie opowieści. Nawet Donald Tusk – występujący tu jako jedyny cywilizowany wybraniec naszego narodu, według jego własnych słów miał załamywać ręce z innymi cywilizowanymi premierami nad mentalnością ludzi, którzy czynią takie straszne rzeczy. Wycinają puszcze i zabijają konie.
Zastępcza wojna propagandowa
Zostawmy na chwilę wszystko to, co naprawdę składało się i składa na przyrodnicze korespondencje z Polski. Ważne jest to, że ku zaskoczeniu jednych i spełnieniu życzeń drugich doniesienia z Polski w ciągu kilku miesięcy przeszły z rubryki nuda polityczno- -gospodarcza do działu światowe kurioza. Z rozmów z zagranicznymi dziennikarzami wiem, że zamówienia redakcji są w tym względzie dość precyzyjne. I nawet bez instrukcji rządu w Berlinie dla wolnych mediów redaktorzy gazet i zachodnich telewizji przyjęli ten punkt widzenia za obowiązujący. Ot, takie coś, co nie tylko upstrzy serwisy dowolnego medium „dziwactwami”, ale co ważniejsze – daje czytelnikowi poczucie wyższości nad zacofaną Polską, gra na emocjach, miło łechce narodową dumę. Padnięta klacz, wycinka starożytnego lasu czy menstruacyjne reminiscencje Polek wysyłane do Beaty Szydło, skrupulatnie opisane przez lewicowy dziennik „Independent”, idealnie wpisują się w format. Są równie kuriozalne co historia kirgiskich posłów zarzynających przed parlamentem barany na znak politycznej zgody albo korespondencja z odsłonięcia pomnika alabastrowego konia w Aszchabadzie.
Niezależnie od różnych okoliczności zdarzenia, to Polska niespodziewanie trafiła do jednej grupy tematycznej z Turkmenistanem – historie egzotyczne. Dzikie nieprzewidywalne stepy i końskie opowieści. Nawet Donald Tusk – występujący tu jako jedyny cywilizowany wybraniec naszego narodu, według jego własnych słów miał załamywać ręce z innymi cywilizowanymi premierami nad mentalnością ludzi, którzy czynią takie straszne rzeczy. Wycinają puszcze i zabijają konie.
Zastępcza wojna propagandowa
Zostawmy na chwilę wszystko to, co naprawdę składało się i składa na przyrodnicze korespondencje z Polski. Ważne jest to, że ku zaskoczeniu jednych i spełnieniu życzeń drugich doniesienia z Polski w ciągu kilku miesięcy przeszły z rubryki nuda polityczno- -gospodarcza do działu światowe kurioza. Z rozmów z zagranicznymi dziennikarzami wiem, że zamówienia redakcji są w tym względzie dość precyzyjne. I nawet bez instrukcji rządu w Berlinie dla wolnych mediów redaktorzy gazet i zachodnich telewizji przyjęli ten punkt widzenia za obowiązujący. Ot, takie coś, co nie tylko upstrzy serwisy dowolnego medium „dziwactwami”, ale co ważniejsze – daje czytelnikowi poczucie wyższości nad zacofaną Polską, gra na emocjach, miło łechce narodową dumę. Padnięta klacz, wycinka starożytnego lasu czy menstruacyjne reminiscencje Polek wysyłane do Beaty Szydło, skrupulatnie opisane przez lewicowy dziennik „Independent”, idealnie wpisują się w format. Są równie kuriozalne co historia kirgiskich posłów zarzynających przed parlamentem barany na znak politycznej zgody albo korespondencja z odsłonięcia pomnika alabastrowego konia w Aszchabadzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz